Tytuł oryginału: 11 Paper Hearts
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Wydawnictwo: Young
Data wydania: 11.05.2022
Liczba stron: 288
Literatura młodzieżowa
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o powieści Kelsey Hartwell, w moim sercu coś drgnęło. Kolejni blogerzy i czytelnicy zaczęli skutecznie przekonywać o jakości owej książki, więc nic dziwnego, że i ja postanowiłam sprawdzić na własnej skórze, o co tyle szumu. Wkrótce po tym książka ta trafiła w moje ręce, a ja ze względu na pisanie ostatnich stron licencjatu, musiałam odłożyć tak wyczekiwaną lekturę w czasie. Nareszcie jednak udało mi się sięgnąć po ten tytuł - czy zachwycił mnie on tak samo, jak innych? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tej recenzji.
Przed rokiem całe życie Elli diametralnie się zmieniło. Dziewczyna przeżyła wypadek samochodowy i straciła prawie trzy miesiące wspomnień. Kiedy obudziła się w szpitalu, nie potrafiła przypomnieć sobie niczego, co wydarzyło się przed wypadkiem. Teraz, rok później, dziewczyna nadal nie wie, co działo się w tamtym czasie. Z pomocą przychodzą jej tajemnicze liściki, pisane na papierowych sercach. Kolejne wskazówki zdają się prowadzić do odkrycia prawdy o życiu Elli. Jednak, czy te 11 serc będzie w stanie rozbudzić pamięć dziewczyny do życia? Co, jeśli prawda okaże się znacznie brutalniejsza?
Pozwólcie, że najpierw napiszę o tym, jak bardzo, ale to bardzo ta historia trafiła w moje serce. Przyznaję, że na samym początku, kiedy jeszcze nie zaczęłam lektury, moje nastawienie wobec tej pozycji było dość... chłodne. Z jednej strony oczekiwałam po tej powieści czegoś naprawdę uroczego, a jednocześnie wartościowego, z drugiej jednak miałam pewne obawy. No bo, co jeśli okazałoby się, że jest to kolejna młodzieżówka, w której nie ma nic zaskakującego, a cała ta otoczka tajemnicy i poszukiwania “skarbu” może być czymś całkowicie przewidywalnym? No cóż, ja już znam odpowiedź na to pytanie i – co za zaskoczenie - okazało się, że moje przypuszczenia sprawdziły się pół na pół.
Główna bohaterka bardzo przypadła mi do gustu, chociaż chwilami miałam wrażenie, że za wszelką cenę stara się ona być perfekcyjna we wszystkim, czego tylko dotknie. Oczywiście, nie ma w tym nic złego - wszyscy chcemy być najlepsi w tym, co lubimy. Tutaj jednak było to odrobinę denerwujące, no ale to tylko moja subiektywna opinia. Autorka wykreowała tę postać bardzo dobrze i ciekawie, a co więcej - uważam, że sytuacja, w jakiej znalazła się Ella, została przedstawiona dobrze i bez zbędnego przedobrzenia, jak to czasem bywa w tego typu książkach.
Kelsey Hartwell ma bardzo dobry styl pisania, więc książkę czyta się przyjemnie, lekko i całkiem szybko. Co więcej, autorka ma na tyle barwne pióro, że bez problemu mogłam sobie wyobrazić opisywane sceny. Oczywiście, okazało się to jedynie większym miodem na moje serce. Myślę również, że w tym miejscu można się już domyślać, jakie wrażenie wywarła na mnie ta powieść. Nie będę tego ukrywać - 11 papierowych serc okazało się historią na tyle dobrą i wciągającą, a jednocześnie taką... komfortową w pewien sposób, że nie mogło być inaczej i całkowicie ją pokochałam.
Wątek dotyczący utraty pamięci, wypadku samochodowego i traumy z nim związanej, a także wielu wątków pobocznych okazały się niezwykle angażujące i stale podtrzymujące uwagę. Wcześniej napisałam również, że moje oczekiwania względem tej książki spełniły się pół na pół - bo z jednej strony rzeczywiście jest to powieść młodzieżowa, jakich całkiem sporo na polskim rynku, jednak z drugiej autorka zadbała o to, by cały czas coś się działo - w tym nie zabrakło i zwrotów akcji.
Ostatecznie więc powieść tę oceniam na ocenę bardzo dobrą. Na swój sposób pokochałam tę historię i mam szczerą nadzieję, że kiedy i Wy po nią sięgniecie, również odnajdziecie w niej coś dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz