niedziela, 3 marca 2019

Good Witch - pierwsze wrażenia

W ubiegłym tygodniu pisałam Wam o swoich pierwszych wrażeniach dotyczących serialu Ania, nie Anna. Od czasu, kiedy zaczęłam oglądać tamten serial, obejrzałam kilka odcinków kolejnego, a tym razem postawiłam na coś bardziej fantastycznego.

(źródło zdjęć: filmweb.pl


Tak naprawdę w życiu nie zdecydowałabym się, żeby obejrzeć Good Witch, gdyby nie te wszystkie filmiki na Youtube. Nie wiem, czy kojarzycie (ale raczej na pewno tak) te wszystkie filmiki, gdzie jest zlepek kilku scen z filmu czy serialu, a do tego leci jakaś piosenka, zazwyczaj romantyczna. Ja właśnie natrafiłam na taki jeden i od tamtej pory strasznie chciałam obejrzeć te serial. Na szczęście, dzięki Netflixowi mi się to udało.

Główną bohaterką jest Cassie Nightingale, tytułowa czarownica. Jednak niech Was to nie zmyli, ponieważ oprócz kilku dość dziwnych umiejętności, kobieta nie potrafi czarować i z pewnością nie lata na miotle. Po pierwszym odcinku ta bohaterka wydała mi się taka trochę zarozumiała i zbyt pewna siebie. Jak można się domyślić, nie przypadła mi do gustu. Jednak już po obejrzeniu drugiego, trzeciego odcinka- szczerze ją pokochałam. Miłością taką, jaką darzy się ulubionego bohatera. Ogromne brawa należą się odtwórczyni roli Cassie, czyli Catherine Bell. Uważam, że aktorka odegrała tę rolę rewelacyjnie.


Córkę Cassie, Grace, zagrała Bailee Madison. Ja tę aktorkę akurat lubię i chętnie oglądam filmy czy seriale, w których występuje. Przyznaję, że jej obecność była drugim powodem, dla którego zechciałam obejrzeć ten serial. Grace jest typową nastolatką. Na co dzień chodzi do szkoły, spotyka się ze znajomymi, a raczej ze swoim najlepszym przyjacielem. Ponadto jest naprawdę sympatyczna, ale jednocześnie nie daje sobie wejść na głowę. Za to właśnie bardzo ją polubiłam.


Kolejnym bohaterem, jakiego przyszło mi poznać już w pierwszym odcinku, jest Nick Radford, w którego rolę wcielił się Rhys Matthew Bond. Jest to chłopiec o pięknym uśmiechu, pięknych brązowych oczach, przystojnej twarzy, a jednocześnie z tak paskudnym charakterem, że głowa mała.

Wiecie, jak to jest, kiedy spodziewacie się czegoś, ale rzeczywistość okazuje się znacznie brutalniejsza? No, w moim przypadku właśnie tak było. Zobaczyłam te przystojne chłopię, ale jedno słowo z jego ust wystarczyło, aby uśmiech zszedł z mej twarzy. No cóż, nie można mieć wszystkiego.


W rolę ojca Nicka, doktora Sama Radforda, wcielił się James Denton. Mężczyzna, który niepokojąco często przebywa w pobliżu Cassie i wcale nie ma to związku z tym, że mieszkają po sąsiedzku. Mężczyzna chce otworzyć w miasteczku gabinet lekarski, ale pojawia się pewien problem. Mieszkańcy zdecydowanie bardziej ufają zdrowotnym miksturom przyrządzanym przez Cassie niż lekarzowi z wykształcenia. Dość okrutne. Co do tej postaci jeszcze nie wyrobiłam sobie konkretnej opinii, ale myślę, że coś więcej o nim opowiem po skończeniu sezonu pierwszego.


A teraz moi drodzy, wisienka na torcie. Bohaterka, która mnie tak cholernie irytuje, że przy niej postać Nicka to aniołek. Naprawdę współczuję Catherine Disher, że musiała zagrać rolę tak upierdliwej baby, jaką jest Martha Tinsdale, burmistrz miasteczka. Kobieta, która powinna dbać o dobro mieszkańców oraz być, chociaż w jakimś stopniu dobra. Jednak martwi się ona tylko o siebie,  ale najśmieszniejsze jest to, jaką jest hipokrytką. Doskonale ukazuje to scena z bodajże trzeciego odcinka, kiedy sama nakazała pilnowanie prędkości, z jaką jadą kierowcy. Jednak, kiedy zostaje sama przyłapana na złamaniu przepisów, stwierdza, że przecież jest burmistrz i ona może. Nóż się w kieszeni otwiera.


Jest to serial, w którym odbiorca może znaleźć odrobinę romansu, trochę dramatu, sporą szczyptę humoru no i przede wszystkim może z łatwością wczuć się w życie bohaterów. Mimo tych czterdziestu minut jednego odcinka czas ten leci bardzo szybko. Wystarczy przebrnąć przez pierwszy odcinek, a potem człowiek wciąga się w tę historię i pozostaje pod jej urokiem przez długi czas.

Jest to dla mnie jeden z tych seriali, przy których mówię "a, obejrzę jeszcze jeden odcinek". Oczywiście, za takim jednym posiedzeniem obejrzałam cztery, co rzadko się u mnie zdarza. Myślę, że jeśli trochę się nie powstrzymam, to obejrzę wszystkie odcinki w ciągu najbliższego miesiąca, co może mieć swoje zalety, ale i wady.

Oczywiście, polecam Wam Good Witch, który zdecydowanie jest serialem idealnym na oderwanie się od rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz