niedziela, 4 sierpnia 2019

(435) Znak kukułki, Anna Bichalska

Alina cierpi na zaburzenia snu. Często lunatykuje, czym straszy swoich współlokatorów. Będąc dzieckiem, została adoptowania, ale nikt nie wie, kim była wcześniej. Jej przybrany ojciec, przed swoją śmiercią zostawia list oraz artykuły związane z jej odnalezieniem ponad dwadzieścia lat temu. Okazuje się, że Mateusz był dziennikarzem i w przeszłości zajmował się sprawami zaginięć dzieci. Do rozwiązania tej zagadki Alina będzie potrzebowała pomocy, która przyjdzie pod postacią nowej współlokatorki, Grety. Jednak kobieta nie wie do końca czy może ufać nowej koleżance i nic o niej nie wie.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 20.05.2019
Liczba stron: 451
Obyczajowa


Powiem Wam szczerze, że choć opis tej książki mnie bardzo zainteresował, to bałam się trochę zacząć czytać. Miałam w głowie swoje poprzednie rozczarowania powieściami obyczajowymi, które miały okazać się strzałem w dziesiątkę, a wychodziło jak zwykle. Jednak ogromnie się cieszę, że w końcu sięgnęłam po tę pozycję, ponieważ Anna Bichalska napisała coś, co długo zostanie w mojej pamięci, bo jest tak dobre. No ale pozwólcie, że zacznę od początku.

Główną bohaterką powieści jest właśnie Alina. Jest to kobieta o trochę specyficznym charakterze. Z jednej strony wydaje się wycofana i cicha, ale z tej drugiej bywa stanowcza i uparta w dążeniu do wyznaczonego celu. Z początku ta bohaterka była mi obojętna i nie wiedziałam za bardzo, co o niej myśleć. Dopiero po kilkunastu stronach udało mi się jako tako wyrobić sobie zdanie na jej temat. Nawet ją polubiłam, choć nie powiem, chwilami mnie przerażała.

Pojawia się również Greta, czyli nowa tajemnicza współlokatorka Aliny. Ta dziewczyna z kolei jest taka dość szalona, wyluzowana, choć nikt nic o niej nie wie. Wydała mi się ona zdecydowanie bardziej barwną postacią niż główna bohaterka, chociaż Greta również potrafiła wzbudzić mój strach.

Sama historia, którą przedstawiła tutaj autorka, jest po trosze niepokojąca, zachwycająca i wnosi senną atmosferę. Pojawia się tutaj rozbudowany wątek snów, które przedstawiają przeróżne sytuacje, osoby oraz świat, który tak różni się od tego prawdziwego. Bywało, że musiałam przerywać czytanie, ponieważ czułam ogromny niepokój przez to, co było tu napisane. Trzeba jednak przyznać, że sprawiło to, iż Znak kukułki tak bardzo mnie zachwycił.

Anna Bichalska ciekawie wykreowała oraz przedstawiła bohaterów. Rozdziały zostały napisane z różnych perspektyw. Mogłabym nawet napisać, iż każdy z bohaterów przedstawił po swojemu poszczególne sytuacje. Mnie najbardziej zaciekawiły rozdziały pisane z perspektywy Marii. Teoretycznie nie miała ona zbyt dużo wspólnego z Aliną oraz jej życiem, jednak podczas lektury wyszły na jaw pewne kwiatki, które w jakiś sposób połączyły te dwie kobiety.

Jest to książka, którą, choć czytało mi się chwilami ciężko, to jestem nią szczerze zafascynowana. Klimat powieści, który pozostał ze mną do dziś, wzbudzał mój strach, dziwne myśli i chwilami czułam się naprawdę, jakbym śniła na jawie. Nie wiem, jak autorce udało się wywołać taki efekt, ale to było coś cholernie fascynującego. Owszem, możecie powiedzieć teraz, że jestem zdrowo świrnięta, ale jako miłośniczka literatury grozy (której ostatnio nie czytałam wcale, a to wstyd), przyznaję, że czytanie tej pozycji to było świetne przeżycie.

Tak, Znak kukułki to powieść obyczajowa, jednak ja odnalazłam w niej elementy grozy. Dlatego też czasem nie warto patrzeć na książki pod względem gatunku, ponieważ można znaleźć w niej coś zupełnie innego lub coś znacznie więcej.

Moja przygoda z tą pozycją się niestety już zakończyła, jednak z przyjemnością sięgnę po pozostałe książki Anny Bichalskiej. Jeżeli szukacie ciekawej powieści obyczajowej, która kryje w sobie coś więcej, to zdecydowanie Znak kukułki będzie lekturą dla Was.


Za możliwość przeczytania ślicznie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.

1 komentarz:

  1. Czytałam, bardzo mi się podobała :)
    pozdrawiam, Eli.
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń