środa, 7 czerwca 2017

(151) Kochając pana Danielsa, Brittainy C. Cherry [SPOILERY]

Od kiedy przeczytałam "Art & Soul", wiedziałam, że muszę zapoznać się z innymi powieściami tej autorki. Sięgnęłam po "Kochając pana Danielsa" z myślą, że będzie to lekki romans, może trochę takie young adult, ale nie do końca. Nie było lekko.
JEŻELI NIE PRZECZYTAŁEŚ/AŚ TEJ KSIĄŻKI, ALE ZAMIERZASZ TO ZROBIĆ, NIE CZYTAJ DALEJ. RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. 



Tytuł oryginału: Loving Mr. Daniels
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 17.06.2015
Liczba stron: 432
Romans 

Ashlyn Jennings po śmierci swojej siostry, Gabrielle, jest zmuszona przeprowadzić się do swojego ojca. Matka nie chce z nią mieszkać, ponieważ ta za bardzo przypomina jej zmarłą córkę- przynajmniej tak tłumaczy to sobie Ashlyn. Przyjeżdża do ojca, który mieszka w Wisconsin i jest tam zastępcą dyrektora liceum. Już pierwszego dnia dziewczyna poznaje przystojnego Daniela, który kradnie jej serce od pierwszego wejrzenia. Tak się składa, że nastolatka również przypadła mu do gustu... Czy mają szansę na związek?

Brittainy C. Cherry sprawiła, że moje serce zabiło mocniej, ale tylko po, żeby gdzieś w połowie książki mogło się złamać. Od pierwszych stron pokochałam Ashlyn i Daniela. Od pierwszego zdania (no dobra, pierwsze zdania nie były przyjemne, ale chodzi mi o te sceny, gdzie występuje już Ashlyn) uważałam, że ta książka jest słodka, urocza i będzie naprawdę lekką lekturą. Myliłam się, tak się cholernie myliłam.

Praktycznie wszędzie naszym bohaterom towarzyszy śmierć. Śmierć siostry, śmierć rodziców, śmierć brata i przyjaciela... Wszystko to sprawia, że ze strony na stronę jesteśmy coraz bardziej smutni i załamani. Autorka zaserwowała nam tyle emocji, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Jak możecie się domyślić- poryczałam się jak głupia. Owszem, bardziej płakałam na "Promyczku" Kim Holden, ale tutaj było już naprawdę bardzo blisko.

Kończąc moje ochy i achy, wspomnę o czymś, co mnie trochę wkurzyło i sprawiło, że chciałam odstawić tą pozycję. Mianowicie: w książce ukazały się sceny, gdzie Ashlyn czyta listy od swojej zmarłej siostry, a mało tego! Siostra ta zostawiła jej też listę rzeczy, które ma zrobić. Serio? Motyw ten znamy już z "P.S Kocham cię" Cecelii Ahern. Następnie miłość między nauczycielem, a uczennicą, gdzie oboje nie wiedzą, że będzie się między nimi utrzymywać taki stosunek. Wcześniej poznają się w barze, gdzie oczywiście się ze sobą całuję i wiecie skąd to znam? Z "Pretty little liars", a konkretniej związek Arii i Ezry. Serio znowu? Nie chcę krytykować autorki, ale czasami takie niewinne "inspiracje" naprawdę się rzucają w oczy. Na szczęście nie wychwyciłam żadnych innych tego typu fakcików, więc może zakończę już tą recenzję.

Te nawiązania lub też inspiracje jestem w stanie wybaczyć, bo cała książka wyszła genialnie. Jeżeli potrzebujecie czegoś do popłakania, to zdecydowanie polecam Wam właśnie tą książkę. A teraz ja udam się do mojej własnej otchłani rozpaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz