środa, 16 maja 2018

(231) Origin, Jennifer L. Armentrout

Mój mały problem z serią Lux polega na tym, że ja kolejne tomy czytam co dwa lub trzy miesiące. Jest to związane z tym, że po przeczytaniu jednego tomu, ogarnia mnie lekkie zmęczenie bo autorka za każdym razem wysysa ze mnie całą energię. Tak było i tym razem.

"Po udanej, lecz katastrofalnej w skutkach wyprawie do Mount Weather, będzie musiał zmierzyć się z brutalnym faktem. Katy już nie ma. Została porwana. Odnalezienie jej staje się jego głównym celem. Czy pozbędzie się każdego, kto stanie mu na drodze? Bez problemu. Czy zrówna z ziemią cały świat, by ją odnaleźć? Bardzo chętnie. Czy zdemaskuje kosmitów? Z przyjemnością. 
Katy musi tylko przeżyć. 
Wśród wrogów, by się wydostać, Katy musi się przystosować. W końcu nie wszystkie słowa grupy Daedalus brzmią jak szaleństwo. Mimo to, ich cele są przerażające, a wszystko, co mówią, jest bardzo niepokojące. Kto tak naprawdę jest zły? Daedalus? Ludzie? Czy Luksjanie? 
Razem stawią czoła wszystkiemu. 
Jednak najbardziej niebezpiecznym wrogiem jest ten, kogo znali od zawsze. Gdy prawda wyjdzie na jaw, po której stronie się opowiedzą?" (opis: lubimyczytac.pl)

Tytuł oryginału: Origin
Cykl: Lux (tom 4)
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: lipiec 2015
Liczba stron: 464
Paranormal romance, fantastyka

Szczerze mówiąc, nie do końca wiem co mogę naskrobać o tej pozycji.
To jest Jennifer L. Armentrout, po prostu. Przyzwyczaiłam się już, że jej powieści są naszpikowane akcją, która potęguje różne emocje. Smutek, strach, złość, radość to uczucia, które następują od razu po sobie. Zauważyłam również, że autorka stosuje pewien schemat w książkach tej serii. Na początku jest trochę nudne wprowadzenie, następnie wszystko nabiera tempa, aż w końcu tuż przy końcu na czytelnika zostaje zrzucona bomba, która niszczy wszystko dookoła.

Oczywiście to, co wydarzyło się tutaj przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Od momentu, kiedy Katy próbowała się uwolnić z rąk porywaczy, aż do samego końca zdążyłam dostać zawału kilka razy. Nie no, przesadziłam teraz, ale uwierzcie, że to co wyprawiała pani Armentrout w Originie, było... To było coś. Bo innych słów nie umiem znaleźć. Końcówka zdecydowanie wygrała wszystko. W ŻYCIU nie spodziewałabym się tego, co się wydarzyło. Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
Moim zdaniem jest to najlepszy tom całej serii. Jest świetny, świetnie napisany i po prostu miodzio.👌

Dla tych, co jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z tymi książkami: powtórzę się, ale musicie to nadgonić, naprawdę. Jest to seria, która z pewnością Was wciągnie i  sobie rozkocha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz