wtorek, 1 października 2019

(471) Brzoskwiniowy świt, Denise Hunter

Zoe Collins, jeszcze będąc nastolatką, przysięgła sobie, że nigdy nie powróci do Copper Creek. Nie chciała już nigdy rozmawiać z mężczyzną, który złamał jej serce. Jednak nieoczekiwana śmierć ukochanej babci zmusza kobietę do powrotu. Na miejscu okazuje się, że starsza pani zapisała swojej wnuczce Brzoskwiniowy Sad, który jest znakiem rozpoznawczym miejscowości.
Zoe zaczyna zastanawiać się nad stałym powrotem w rodzinne strony, ale sama nie wie czego się spodziewać. W końcu w Copper Creek czekają na nią nie tylko obowiązki związane z sadem, ale i pierwsza miłość.


Tytuł oryginału: Blue Ridge Sunrise
Tłumaczenie: Joanna Olejarczyk
Cykl: Cooper Creek (tom 1)
Wydawnictwo: Dreams
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 384
Romans 

Od jakiegoś czasu chciałam już zapoznać się z twórczością Denise Hunter. Słyszałam o tej autorce naprawdę dużo, a gdy dowiedziałam się, że w Polsce wychodzi jej kolejna powieść- moja ciekawość jeszcze bardziej wzrosła. Jak więc wypadło moje pierwsze spotkanie z panią Hunter?

Zoe Collins stała się jedną z moich ulubionych bohaterek. Mimo tego, że jest to kobieta okropnie uparta, to jednak jest w niej coś takiego, co przyciąga czytelnika. Poczułam się na tyle związana z tą bohaterką, że przeżywałam wszystko, dosłownie WSZYSTKO to co ona. Myślę, że świadczy to o naprawdę dobrze wykreowanej postaci.

O Gracie, córeczce Zoe nie mogę powiedzieć nic innego jak to, że jest to tak urocza dziewczynka, że ja się rozpływam. Kiedy tylko się pojawiała, na mojej twarzy robił się uśmiech od ucha do ucha. Nadal jak o niej myślę, to mimowolnie się uśmiecham.

Kyle, czyli chłopak Zoe to prawdziwy kawał drania. No nie mogłam przetrawić jego obecności, za Chiny ludowe. Jest uparty koleś, który musi mieć wszystko zrobione po swojemu i nic nie może wymknąć się spod jego kontroli. Nie, nie i jeszcze raz stanowcze NIE.

Myślę, że warto wspomnieć również o Cruzie. Nie rozumiem do końca dlaczego, ale ten bohater tak średnio zapadł mi w pamięci. Gdybym miała opisać jego trzy cechy, to nie zrobiłabym tego. Po prostu jego postać została przyćmiona przez żywiołową Zoe i wiecznie naburmuszonego Kyle'a. Cruz to taki mężczyzna zamknięty w sobie, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.

Styl autorki bardzo przypadł mi do gustu. Denise Hunter genialnie wykreowała i świat przedstawiony i samych bohaterów. Wszystko jest dopracowane, dzięki czemu książkę czytało mi się bardzo przyjemnie i szybko. Akcja, która się tu toczy, jest cały czas kontynuowana (jeśli mogę to tak ująć). Nie ma tu miejsca na zbyt rozwlekłe opisy czy też ciągłe przeskakiwanie z jednej akcji na drugą. Nie. Tutaj wszystko dzieje się po kolei, w jednym rytmie, aż do tego punktu kulminacyjnego, który mnie osobiście przyprawił o szybsze bicie serca.

Jest to słodko-gorzka opowieść o pierwszej miłości, o niespełnionych oczekiwaniach i odnalezieniu własnego miejsca na ziemi. Szalenie przypadła mi ta powieść do gustu i nie mogę się doczekać lektury kolejnych książek tej autorki. Gorąco Wam polecam Brzoskwiniowy świt.



Egzemplarz otrzymałam dzięki współpracy z Redakcją Essentia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz