niedziela, 10 marca 2019

Ania, nie Anna - krótka recenzja dwóch sezonów

Jakieś dwa tygodnie temu pisałam Wam o swoich pierwszych wrażeniach na temat serialu Ania, nie Anna. Może się zdziwicie, może nie, ale udało mi się obejrzeć wszystkie dostępne odcinki i... no cóż. Zapraszam Was dalej.



Po skończeniu pierwszego sezonu wiedziałam już, że jest to serial, który całkowicie podbił moje serce. Można nawet powiedzieć, że się od niego uzależniłam, ponieważ nie potrafiłam robić nic innego oprócz oglądania. Wtedy jeszcze próbowałam sobie dawkować te odcinki, żeby za szybko ich nie skończyć. W końcu wiecie, na sezon trzeci jeszcze sobie chwilę poczekamy.

Sezon pierwszy oglądałam nawet długo, ale kiedy go skończyłam, moje serduszko już całkowicie było oddane tej historii. Zawsze uwielbiałam Anię oraz jej przygody, a filmy z Megan Follows oglądałam niezliczoną ilość razy. Jeszcze bardziej zakochałam się scenerii serialu, tych barwach, które są bardzo żywe i nadają całej produkcji niezapomnianego charakteru.


Sezon drugi zaczynałam już z pewną obawą. Myślałam, sobie, że przecież to tylko dziesięć odcinków, a one nie wystarczą mi na przeczekanie do trzeciego sezonu. Miałam rację i to w więcej niż stu procentach. Wiecie dlaczego? Obejrzenie dziesięciu odcinków zajęło mi jakieś trzy czy cztery dni. Nie miałam ochoty na czytanie (dlatego też recenzje pojawią się z opóźnieniem, wybaczcie!) i na pisanie, a czas poświęcałam tylko Ani i jej przygodom.

W tym drugim sezonie najbardziej zachwyciła mnie relacja między Gilbertem a Anią, która jakimś cudem zeszła na przyjaźń. Ponadto pojawił się nowy bohater, którego nie przypominam sobie z książki.: Cole, który również stał się przyjacielem Ani i moim ulubieńcem.


Moja obsesja jest już tak duża, że połowa mojej strony głównej na Youtube to proponowane filmiki z Anią i innymi bohaterami w rolach głównych. Szczególnie upodobałam sobie tak zwane "cracki", gdzie ludzie do danych scen dodają śmieszne efekty, napisy czy muzykę. Podsyłam Wam jeden z nich, żebyście zobaczyli jak bardzo spaczone mam poczucie humoru:


Nie wiem, co mogłabym dodać jeszcze na koniec. Uważam, że jest to naprawdę świetny serial i znajduje się on teraz na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o moje ulubione seriale, a także zaczyna dorównywać adaptacji Ani z Zielonego Wzgórza z roku 1985.

Przez to wszystko mam straszną ochotę odświeżyć sobie tę lekturę, a nawet zapoznać się z następnymi jej częściami, ale jak ja to zrobię, skoro nie mam ochoty na czytanie? Jak tu żyć?
Ach, zapomniałabym. Moja obsesja sprawiła, że namówiłam siostrzenicę do obejrzenia tego serialu. Mam nadzieję, że i Was trochę przekonałam i również go obejrzycie.

Ludzie chyba powoli mają mnie dość...

2 komentarze:

  1. ja już obejrzałam całe dwa sezony. na początku szło mi opornie, ale drugi sezon zupełnie mnie pochłonął tak jak Ciebie :D i weź tu czekaj na 3 :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Serial oglądałam i z niecierpliwością czekam na trzeci sezon, ale (zawsze musi być ale) jestem trochę rozczarowana tym, jak produkcja rozmija się chwilami z książkami. Naprawdę liczę, że kiedyś dostanę taką właściwą ekranizację wszystkich powieści z serii :(

    OdpowiedzUsuń