czwartek, 13 grudnia 2018

(324) Blogmas #10: Nie całkiem białe Boże Narodzenie, Magdalena Knedler

Pensjonat na skraju lasu tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypełnia się gośćmi. Są to ludzie, którzy pragną spędzić ten czas z dala od swoich problemów, od denerwujących członków rodziny i świątecznych obowiązków. Pewnego dnia, Olga Mierzwińska przed wyjściem na swój trening, odkrywa w wannie trupa. Nikt nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw, a w szczególności właściwiej pensjonatu. Policja uznaje sprawę za wypadek, jednak ta sama kobieta niedługo później odnajduje w lesie kolejne zwłoki... Sytuacja staje się poważna i do akcji wkracza detektyw Romanowski.



Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 8.11.2017
Liczba stron: 434
Kryminał

Lektura tej książki była moim pierwszym w życiu spotkaniem z twórczością pani Magdaleny Knedler. Choć ta pozycja bardzo skojarzyła mi się z Niechcianym gościem, którego recenzowałam jakiś już czas temu, to postanowiłam nie pisać w tej recenzji o podobieństwach i różnicach między tymi dwiema książkami. Jesteście ciekawi, czy spodobała mi się ta książka? Zapraszam do recenzji.

Olgę Mierzwińską poznajemy już na samym początku. Jest to sympatyczna, pomocna i pełna energii młoda kobieta, która, no cóż. Ma pecha z tymi trupami. Najpierw znaleziony topielec w wannie, a następnie zwłoki w lesie. Kobieta zdecydowanie na to się nie pisała. Miał być spokojny urlop, w cichym miejscu z dala od całego zła, a tu proszę. Nie zazdroszczę jej ani trochę. Muszę jednak przyznać, że ta bohaterka wzbudziła we mnie sympatię, w przeciwieństwie do pozostałych mieszkańców pensjonatu.

Moim ulubieńcem mógłby zostać pan Inglot (nie, to nie on założył markę kosmetyczną), który jest polonistą i uwielbia czytać. I w normalnych warunkach prawdopodobnie tak by się stało, jednak tutaj mnie irytował. Niby nie robił nic złego, siedział tylko na stołku i czytał, nikomu nie przeszkadzał, ale... Irytował mnie swoją ciapowatością. Tak po prostu.

Hmm, do tych denerwujących mnie bohaterów mogę śmiało również zaliczyć właściciela pensjonatu. Denerwował mnie tak naprawdę samą swoją postawą. Z jednej strony przykładny gospodarz, troszczący się o dobro gości, ale z drugiej strony taki święty nie jest. To, czego dopuścił się wobec swojej żony jest jak dla mnie niewybaczalne, ale o tym dowiecie się dopiero podczas lektury.

Bardzo spodobał mi się styl pisania autorki. Bałam się, że pani Knedler będzie używała wyszukanych i dość trudnych słów oraz, że ta powieść zwyczajnie okaże się słaba. Jednak już po kilku stronach okazało się, że autorka posługuje się nie tylko potocznym językiem, ale i ma poczucie humoru, które totalnie trafia w mój gust.

Sama historia jest naprawdę wciągająca i po pewnym czasie sama zgłupiałam, ponieważ nie wiedziałam już kogo mam podejrzewać. Autorka niby nam coś tam sugeruje, żebyśmy zwrócili uwagę na tą czy tamtego, ale jednak niby nic nie zdradza i to mi się naprawdę spodobało. Uwielbiam, kiedy książki mnie zaskakują, więc każde takie niby celowe, niby nie wprowadzenie w błąd, było dla mnie czymś super. Brzmię jak popapraniec, ale co ja poradzę, że tak mam?

Powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Pierwsze spotkanie z Magdaleną Knedler uważam za naprawdę udane. Mnie ta powieść zdecydowanie umiliła kilka ostatnich wieczorów i myślę, że Wam również może je umilić. To jak, przekonałam Was? ;)


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu Novae Res.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz